Thursday 6 June 2013

Quiche z chorizo i szpinakiem

Odświeżony przepis na pyszną, szybką w przygotowaniu quiche = z dowolnych składników na zasadzie "co jest w lodówce". W lodówce musi niestety znaleźć się kruche ciasto, chyba że komuś chce się robić. Mnie nie.

Składniki:


  • kruche, niesłodkie ciasto
  • pół kubka śmietany
  • 1-2 jajka
  • tarty żółty ser, najlepszy jest gruyere
  • różne rzeczy, które pójdą na wierzch



W mojej dzisiejszej konfiguracji na wierzch poszło podsmażone chorizo, duszony por, podsmażone pieczarki, czerwona cebula i świeży szpinak.



Bez kruchego ciasta nie będzie quiche. To mówiłem ja, Jarząbek Wacław.



Na cieście rozkładamy skłądniki i zalewamy śmietaną rozbełtaną z jajkiem i solą/pieprzem do smaku. Nie, żebym jakoś specjalnie radziła komuś próbować śmietany rozbełtanej z jajkiem - konkretne paskudztwo. Całość przyprawiamy i posypujemy serem.







Pieczemy w 200 stopniach, aż będzie wyglądać wystarczająco apetycznie. Przez "apetycznie" rozumiemy coś następującego:





Quiche jest świetna na ciepło i na zimno jako przekąska.





Wednesday 15 May 2013

Lasagne ze szpinakiem i chorizo


Wreszcie trochę więcej czasu na gotowanie! Lasagne niewątpliwie wymaga czasowych poświęceń, ale  rezultat jest wart wszelkich poczynionych ustępstw. Poza tym przygotowanie lasagne wymaga nauczenia się robienia sosu beszamelowego, co bywa nieco upierdliwe, ale za to przydaje się w innych kulinarnych kontekstach.

Lasagne umożliwia wspięcie się na kulinarne wyżyny, jeśłi chodzi o eksperymentowanie z kombinacjami smaków. Moja dzisiejsza kombinacja była dość prosta i objęła:


  • szpinak 
  • chorizo
  • pieczarki
  • cebulę
  • czosnek


Całość uzupełniła sałatka z mieszanych liści, pomidorków koktailowych, suszonych pomidorów i avocado (z sosem z oliwy i octu balsamicznego).

Kiedy opanuje się sztukę robienia beszamelu, przygotowanie lasagne przypomina zabawę klockami:


  • warstwa makaronu (ja nie gotuję, bo mi się nie chce)
  • warstwa beszamelu
  • warstwa nadzienia (przygotowanego wcześniej na patelni)
  • czynność powtórzyć do wykoczenia składników.


Potem do piekarnika, aż makaron będzie miękki.

I tyle.













Friday 10 May 2013

Grzybowe risotto

Risotto to tylko pozornie bardzo proste danie: kiedy wreszcie udaje mi się zebrać siły witalne i umysłowe, żeby zabrać się za jego przygotowanie, raz się paskuda udaje, raz nie - a to ryż za twardy, a to smaku nie ma, a to za mało kremowe... Innym minusem risotto jest też to, że najlepiej smakuje przygotowane na świeżo - zatem jeśli mamy gości, włączamy im film na wideo albo ufamy, że będą umieli zająć się sami sobą, a sami zamykamy się w kuchni na pół godziny (pod warunkiem, że wcześniej posiekaliśmy grzecznie składniki i ustawiliśmy w kolejności chronologicznej). 

Kiedy risotto się uda, plusy ujemne ulegają jednak całkowitemu przesłonięciu przez plusy dodatnie. Dziś się udało. 


Do powyższego risotta (porcja na 2-3 osoby) potrzebujemy:
  • 200 g ryżu arborio (tego specjalnego do risotto, nie mylić z tym do pomidorówki)
  • 0,5 l bulionu (mój był grzybowy, dla pewności wrzuciłam do niego jeszcze kilka suszonych borowików)
  • 6 pieczarek
  • 3 ząbki czosnku
  • ze 2 spore chlupnięcia białego wina (plus reszta butelki ad usum internum)
  • łyżka soku z cytryny
  • pół paczki (viva precyzyjne określenia - tak gdzieś na oko z 5 łyżek) parmezanu lub wyrobu parmezanopodobnego
  • łyżka masła
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • sól, pieprz do smaku


Do przybrania: kilka boczniaków uduszonych w masełku. 
W roli białka wystąpił grillowany kurzy cyc (oklaski!).  
Sałatka: rukola, pomidorki koktailowe, czerwona cebula, oliwa, ocet balsamiczny, sól, pieprz. 

Przejdźmy zatem do ad remu. 

Na podrzaną oliwę wrzucamy pokrojone pieczarki i jak się podsmażą, dorzucamy im dla towarzystwa posiekany/zgnieciony czosnek. Dajemy im kilkanaście sekund na tete-a-tete (żeby czosnek się za bardzo nie rozgrzał, świntuszek!) i wsypujemy ryż. Jep, wsypujemy ryż na rozgrzaną patelnię. Pozwalamy mu się pogrzać przez parę minut, mieszając żeby się nie przywarł za bardzo. 

Następnie wchlupujemy wino i pozwalamy mu wsiąknąć w ryż. To samo z sokiem z cytryny. 

I zaczyna się zabawa. Ale przed zabawą jeszcze jedna focia na zachętę. 


Zachęta się przyda, bo przechodzimy do najnudniejszego etapu operacji (to ten moment kiedy wino ad usum internum nabiera szczególnego znaczenia). Zalewamy zawartość patelni 1/6 bulionu, mieszamy i czekamy, trzymając patelnię na wolnym ogniu, aż bulion się wchłonie. Czynność powtarzamy do skończenia bulionu. Jeśli bogowie nam sprzyjają, ryż powinien być w sam raz - ani nie za miękki, ani nie za chrupiący. Jeśli akurat są zajęci i sprzyjają nam jakby kapkę mniej, wychodzi papka lub coś, co daje wrażenie gryzienia żwirku dla kota (nie, nie wiem, jak chrupie żwirek dla kota, wyobrażam sobie tylko!). 

Kiedy ryż wygląda zachęcająco (co w moim przypadku zdarza sie mniej więcej raz na trzy próby), zdejmujemy z kuchenki, dosypujemy parmezan, wrzucamy masło, doprawiamy do smaku. Jeśli zostało jeszcze coś wina - możemy zacząć zachowywać się kulturalnie, przestać pić z gwinta i przelać sobie do kieliszka. Efekt końcowy, podany na kupionym bardzo okazyjnie talerzu Rosenthala (szpan, szpan), wygląda, co następuje. 


Smacznego!

Saturday 6 April 2013

Barcelona




Krótki wypad do Barcelony zaowocował nowymi kulinarnymi doświadczeniami. Nierzadko przypadkowymi, jak pyszne kolacje, którymi raczono mnie w hostelu - składniki kupowano za napiwki, które zostawiali poprzedni goście. W ten sposób miałam okazję skosztować domowej tortilla de patatas z różnymi dodatkami: cebulą, szynką, chorizo itp. Po powrocie udało mi się częściowo odtworzyć tę pyszność: sekret polega na tym, że w odróżnieniu od jajecznicy omlet powinno się smażyć na wolnym ogniu. Kolejną pysznością była ciecierzyca (garbanzo) z kurczakiem w sosie pomidorowym z dodatkiem... pokrojonych jaj na twardo - wbrew pozorom doskonałe, proste, sycące danie.

No, ale wiadomo - wyjazd do Hiszpanii nie byłby udany bez wizyty w barze tapas.A nawet kilku.




Jako zapalona miłośniczka tapas oczywiście zrujnowałam się w kilku tego rodzaju miejscach. Powyższe znajdowało się w bardziej turystycznej okolicy, co niestety miało pewne odzwierciedlenie w cenach. Ale za to nie przekładało się negatywnie na smak - przekąski były doskonałe.

Podstawową zasadą, jeśli chodzi o szukanie w nowej okolicy miejsca, gdzie dają dobrze zjeść, jest rozglądanie się, gdzie stołują się tubylcy. Takowe miejsce znalazło się obok niedaleko położonego cokolwiek na uboczu hostelu. Mierzona niedowierzającymi spojrzeniami przez miejscowych piwnych dziadków wpatrujących się drugim okiem w telewizor, w którym leciał mecz piłkarski, z radoscią na pysku skonsumowałam, co następuje:




A kiedy brakowało mi czasu i inwencji, szybki posiłek składał się z tego, co najlepsze mają do zaoferowania miejscowe spożywczaki, czyli gazpacho, szynka i oliwki.