Od dłuższego czasu fascynowało mnie zielsko, które w jezyku language nazywa się "kale". Sprzedawane jest w workach, w wersji poszarpanej jak sałata, ma ciemnozielony kolor i konsystencję włoskiej kapusty. Słownik usłużnie powiedział, że po polsku jest to
jarmuż, co mi specjalnie za wiele nie pomogło, bo w kwestii tego warzywa wykazuję się głęboką ignorancją.
Zielsko to podobno jest superzdrowe, ma witaminy i różne inne paskudztwa, więc - czemu nie. W przypływie chęci eksperymentatorskich zdecydowałam podejść do niego trochę jak do kapusty. Na tak zwanego "czuja" komponowało mi się zielsko z boczkiem i grzybami i takoż postanowiłam postąpić.
Wyszło, co następuje:
Zużyto:
- 200g zielska
- 150g pokrojonego w kostkę chudego wędzonego boczku
- 5 pokrojonych pieczarek
- dwie szalotki lub jedna cebula (w kostkę)
- 2 ząbki czosnku
- dwie łyżki masła i odrobina mąki ziemniaczanej lub kukurydzianej
- torebkę kaszy gryczanej
Jarmuż pogotował się 15 minut w osolonej wodzie. W tym czasie na patelni boczek, pieczarki, szalotki i czosnek podsmażyły się na złoto. Następnie jarmuż odsączono, a w odrobinie gorącej wody spod tegoż rozrobiono masło i mąkę i dodano z powrotem do zielska, żeby nadać mu odrobinę bardziej kleistą strukturę. Wymieszano z zawartoscią patelni. Podano z kaszą gryczaną zaprawioną łyżeczką masła.
Zielsko okazało się całkiem smaczne i pożywne, więc jest szansa, że częściej zawita w moich eksperymentach.
No comments:
Post a Comment